Sześć lat minęło, odkąd Rzym zasłynął z najbrzydszej choinki. Stała na Placu Weneckim i cała masa osób nazywała ją "Drapakiem". Teraz w szranki o miano najbrzydszej stanęła choinka znajdująca się w Mediolanie. Ustawiono ją w jednym z najsłynniejszych pasaży handlowych. Każdego dnia mija ją tysiące osób i każdy z nich ma o niej coś do powiedzenia.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
W słynnej Galerii Wiktora Emanuela II w Mediolanie stanęła biało-szaro-srebrna konstrukcja w kształcie choinki. W całości składa się z elementów, które na myśl przywodzą pudełka z prezentami. Lokalny dziennik "La Stampa" relacjonuje, że przed choinką można każdego dnia zaobserwować tłumy zdziwionych turystów. Mediolańczycy natomiast nie są zachwyceni. Wśród nich dominuje opinia, że pomysł ten jest po prostu nie na miejscu. 9-metrową choinkę nazwano "The Gift of love" (z ang. dar miłości), a kosztowała ponad milion euro. Składa się ona z 68 pudeł. Zainaugurowano ją w obecności burmistrza miasta Beppe Sali, który od razu przyznał: "jest trochę dziwna". Ironii nie brakuje również w komentarzach pojawiających się na mediach społecznościowych:
Piękny magazyn bagaży z lotniska Linate prosto w naszej Galerii
Choinka z poduszek powietrznych
- to tylko niektóre z licznych niepochlebnych opinii pojawiających się na stronie władz miasta.
Zaledwie w 2017 roku, miano najbrzydszej choinki przypadło stolicy Włoch. Miało być rozłożystą, 20-metrowa pięknością, przywiezioną prosto z włoskich Alp. Zamiast tego stało się to obrzydzeniem i żartem. Rzymscy urzędnicy zapłacili przeszło 57 tysięcy dolarów za transport tej "potworności" z Dolomitów w północnych Włoszech. Udekorowali go światłami i ozdobami, a następnie 8 grudnia 2017 roku zaprezentowali publiczności na Piazza Venezia. Nie trzeba było dużo czasu, by wszystko zaczęło się psuć. Drzewko szybko zaczęło tracić igły, zostawiając niemal sam szkielet. Wszczęto nawet oficjalne dochodzenie. Wówczas udało się ustalić, że było całkowicie pozbawione korzeni i nie dało się go uratować. Do teraz władze miasta nie chcą zdradzić, co dokładnie się stało. Dostawcy utrzymują jednak, że w czasie przewozu, z drzewem było wszystko w porządku. Włoska gazeta Il Messaggero zasugerowała, że nie zostało odpowiednio przykryte podczas podróży na południe. Tymczasem Rzymianie byli zdegustowani. Miejscowi zaczęli nazywać tę choinkę "spelacchio" (z włoskiego: łysy lub parszywy) i "szczotką toaletową". W rozmowie z The Guardian jeden z mieszkańców powiedział:
To hańba. Nawet patrzenie na tę choinkę boli. Jak mogli umieścić to w stolicy takiej jak Rzym?