Dokładnie 2 marca 1968 roku na świat przyszedł Daniel Craig - dziś znany szerszej publiczności jako Bond, James Bond. I choć w jego filmowej karierze bez trudu odnajdziemy tytuły wysokiej klasy, to właśnie łatka Agenta 007 przylgnęła się do niego najmocniej. Dziwić więc może fakt, że aktorowi nigdy nie zależało na tej roli - i nigdy nie chciałby do niej powrócić.
Pierwotnie podpisywał kontrakt na trzy filmy - zaczynając od "Casino Royale". Ani on, ani jego zespół nie sądzili jednak, że uda się to przedłużyć. Ostatecznie Daniel Craig spędził na planie filmów o Agencie 007 aż 17 lat, co uczyniło go Bondem o najdłuższym stażu w historii. To kawał życia, zresztą - jak mogłoby się wydawać - bardzo dobrego życia, o które warto było się starać. Tyle że nikt nigdy się o to nie starał. W wywiadzie dla Time Out, przeprowadzonym niedługo po premierze filmu "Spectre" z 2015 roku, aktor bardzo dosadnie zlekceważył swoje zaangażowanie:
No cóż, dostałem kontrakt na wykonanie kolejnego filmu. To wszystko było ustawione. Tak naprawdę, gdy byłem już w studiu, chciałem to po prostu zagrać, byle jak najszybciej
Co więcej, gdy dziennikarz portalu napomknął jedynie o tym, że bardzo chętnie zobaczyłby Daniela Craiga w kolejnej części, aktor popatrzył z dezaprobatą.
Wolałbym rozbić bezcenną wazę i podciąć sobie nadgarstki. Nie w tym momencie. Zupełnie nie. W porządku. Skończyliśmy film. Przeszło mi. Jedyne, czego teraz pragnę, to iść naprzód
- miał odpowiedzieć. Nie spodziewał się jednak, że kolejne umowy spadną na niego jak grom z jasnego nieba.
Po premierze czwartego filmu o przygodach Jamesa Bonda Daniel Craig zaczął wysyłać dosadne sygnały jakoby śmierć Agenta 007 była mu bardzo na rękę.
Nie dyskutuję z nikim o niczym. Gdybym miał zagrać w kolejnym filmie o Bondzie, zrobiłbym to tylko dla pieniędzy
- powiedział aktor. Oczywiście nakręcił kolejny film o Bondzie i został za to hojnie wynagrodzony. Wtedy jednak po raz pierwszy w życiu - już na poważnie - postawił sobie za cel uśmiercenie roli swojego życia. Powody tej decyzji wyłożył w rozmowie z "Los Angeles Times":
Pomyślałem: Cóż, czas na restart. Zabijmy moją postać i znajdźmy innego Bonda, znajdźmy inną historię. (...) Zacznijmy od nowa, od kogoś młodszego. Drugi dotyczył tego, żebym mógł pójść dalej. Nie chcę wracać. Przypuszczam, że byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby zaprosili mnie znowu, ale faktem jest, że muszę zrobić krok do przodu. Poświęcenie, którego Bond dokonał w filmie, wynikało z miłości, a nie ma większego poświęcenia. Dobrze tak zakńczyć
Jamesa Bonda po raz ostatni na sali kinowej mieliśmy okazję oglądać w 2021 roku w filmie "Nie czas umierać". Minęły zatem niecałe trzy lata. Czy Daniel Craig żałuje tak radykalnej decyzji?
Rok po premierze "Nie czas umierać" Daniel Craig pojawił się w podcaście "Best of Today" BBC Radio 4. Zapytany przez redaktora o ewentualnym żalu w związku ze śmiercią głównego bohatera, aktor jedynie uśmiechnął się lekko, odpowiadając:
Nie, wcale tego nie żałuję. Miałem niesamowite szczęście, by przez 17 lat mojego życia wcielać się w Jamesa Bonda. Pragnę dosłownie spędzić następne 20 lat, zostawiając tę historię w spokoju, bo była tak niesamowita. Pozostawiam to wszystko w takim miejscu, w którym chciałbym, by się znalazło. I jestem wdzięczny, że miałem możliwość odpowiedniego pożegnania się w ostatnim filmie
Przypomnijmy jednak, że poszukiwania nowego Jamesa Bonda wciąż trwają. Oczywiście mamy nadzieję, produkcja znajdzie godnego następcę. Tymczasem Danielowi Craigowi w dniu urodzin pozostaje nam życzyć sto lat! W końcu, jak zwykł mawiać Agent 007, nigdy nie jest zbyt późno, by zacząć nowe życie.