Leonid Teliga zasłynął przede wszystkim tym, że jako pierwszy Polak samotnie opłynął świat. Podróż jachtem "Opty" zajęła mu równe dwa lata. Podczas niej zmagał się nie tylko z nieokiełznaną siłą żywiołów i oceanu, ale również poważną chorobą. Właśnie mija równe 55 lat od tego wydarzenia.
Leonid Teliga, choć najbardziej zasłynął jako nasz pierwszy rodak, który samotnie przepłynął świat, to wcześniejsze życie miał nie mniej interesujące. Mężczyzna urodził się 28 maja 1917 roku w Wiaźmie, znajdującym się w obwodzie smoleńskim w Rosji. Leonid pochodził z polskiej rodziny robotniczej, której udało się z czasem wrócić do niepodległej Warszawy po miesiącach tułaczki. Jako dziecko uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr 2. w Grodzisku Mazowieckim, gdzie interesował się między innymi żeglarstwem. Po maturze chciał co prawda studiować medycynę, ale musiał z niej zrezygnować ze względów materialnych. Przed wojną dołączył do Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi-Komorowie, a w 1938 roku, został mianowany podporucznikiem i przydzielony do 44 pułku strzelców Legii Amerykańskiej w Równem. W te same wakacje zdobył swój pierwszy kuter rybacki, ale marzenia o pływaniu przerwał wybuch II wojny światowej. Leonid zmuszony był do walki o ojczyznę. O dziwo, wybrał lotnictwo i został strzelcem pokładowym. Swego czasu latał nad Berlinem i Kilonią. Po wojnie zaczął pracę jako dziennikarz. Wtedy wróciły marzenia o pływaniu. Często bowiem odbywał rejsy z polskimi rybakami. W 1967 roku jego pragnienia miały się ziścić.
25 stycznia 1967 roku Leonid Teliga rozpoczął swój od dawna planowany rejs dookoła świata. Własnymi siłami i pozyskanymi od różnych znajomych i instytucji środkami, zbudował jacht "Opty". Jego nazwa pochodziła od słowa "optymista". Statek miał niewielkie wymiary, bo zaledwie 9,85 metrów długości i 2,75 metrów szerokości, a mimo to pozwolił dokonać Telidze niemal niemożliwego. Mężczyzna w tamtym czasie poważnie chorował, choć nie miał jeszcze pewności, co dokładnie mu dolega. Wziął jednak ze sobą worek leków i wypłynął z Casablanki. Podczas dwuletniej podróży zahaczył między innymi o Wyspy Kanaryjskie, Barbados, Kanał Panamski, Galapagos i Markizy, aż dotarł do Fidżi. Stamtąd popłynął do Dakaru, pobijając jedyny podczas swojej wojaży rekord. Tamten rejs zajął mu bowiem 165 dni, będąc tym samym najdłużej trwającą żeglugą bez zawijania do portu. Po opłynięciu ziemi powrócił do Casablanki 29 kwietnia 1969 roku. Niestety zaraz po dobiciu do brzegu odleciał samolotem Air France i trafił do szpitala.
Gdy z Casablanki doleciał na warszawskie lotnisko Okęcie, już czekała na niego karetka. Diagnozy, których obawiał się Leonid Teliga, zostały potwierdzone. Okazało się, że mężczyzna ma raka. Od razu rozpoczęto serię zabiegów i zaplanowano rekonwalescencję. Pozwoliło mu to jeszcze wiele razy spotkać się z zafascynowanymi nim miłośnikami oraz napisać książki o swoim rejsie. Po opuszczeniu szpitalu jeździł po całej Polsce, opowiadając o życiu, podróżach i wyzwaniach, jakie go spotkały. Niestety po zaledwie kilku miesiącach nastąpił nawrót choroby. Leonid Teliga umiera 21 maja 1970 roku w szpitalu. Zasłużony oficer, dziennikarz i podróżnik został pochowany z honorami na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Dla uczczenia pamięci niesamowitego mężczyzny powstało wiele szkół oraz ulic jego imienia. Od 1971 roku redakcja miesięcznika "Żagle" przyznaje także każdego roku nagrodę imienia Leonida Teligi za wybitne zasługi w popularyzacji żeglarstwa w naszym kraju. Mężczyzna zainspirował swoją postawą wielu polskich podróżników i z pewnością fascynuje do dziś.